Zespół narracji historycznych i historii stosowanej
28 kwietnia 2025
Sławomir Łukasiewicz
Komentarze IEŚ 1342 (82/2025)

Trójmorze – prefiguracja geopolitycznej kapitulacji?

Trójmorze – prefiguracja geopolitycznej kapitulacji?

ISSN: 2657-6996
Komentarze IEŚ 1342
Wydawca: Instytut Europy Środkowej
Słowa kluczowe: 

Rok 1939 dobitnie uświadomił zarówno Polakom, jak i Środkowoeuropejczykom, że przetrwanie naszych państw zależy w pierwszej kolejności od mądrych sojuszy. Do żelaznego arsenału polskich propozycji geopolitycznych w tym zakresie przynajmniej od dziesięciolecia należy Trójmorze – koncepcja, która obejmuje geograficzny obszar pomiędzy Morzem Bałtyckim, Morzem Czarnym i Adriatykiem. Jej korzenie sięgają okresu krytyki Unii Europejskiej, sformułowanej m.in. przez Krzysztofa Szczerskiego[1], z czasem doradcy prezydenta Andrzeja Dudy w sprawach międzynarodowych, a następnie ambasadora RP przy ONZ. Równolegle do Trójmorza rozważano także inną koncepcję, o dużo silniejszej historycznej identyfikacji, a mianowicie Międzymorze, inaczej Intermarium. Koncepcja Międzymorza rodziła się jeszcze okresie międzywojennym i miała na celu budowanie silnych sojuszy krajów usytuowanych pomiędzy Niemcami a Rosją, a w okresie okupacji przedstawiciele krajów międzymorza pielęgnowali na emigracji ten format współpracy. Główny orędownik nowej formuły „Międzymorza”, jakim jest Marek Jan Chodakiewicz, zdaje się to dziedzictwo w większości ignorować, skupiając się na walorach tego regionu z punktu widzenia polityki amerykańskiej[2]. Związany m.in. z konserwatywnym waszyngtońskim Institute of World Politics oraz z Polską Fundacją Narodową, miał odgrywać pewną rolę także w kontaktach pomiędzy otoczeniem polskiego prezydenta a prezydentem Donaldem Trumpem, któremu ponoć miał przygotowywać przemówienie podczas pierwszej wizyty w Polsce w 2017 r.

Z tych dwóch koncepcji Trójmorze okazało się projektem dużo bardziej nośnym, mimo że pomiędzy nimi można odnotować pewne podobieństwa. Sama potrzeba wykreowania koncepcji pojawiała się w okolicy 2005 r., kiedy to przewagę w polskim parlamencie zyskały ugrupowania postsolidarnościowe, spychając lewicę, zwłaszcza o proweniencji postkomunistycznej, do defensywy. Istniały wtedy co prawda ważne mechanizmy regionalne, co do wartości których istniał względny konsensus, takie jak Inicjatywa Środkowoeuropejska, Grupa Wyszehradzka, Trójkąt Weimarski czy Rada Państw Morza Bałtyckiego, jednak kojarzone były z wcześniejszymi rządami, w tym z prezydenturą Aleksandra Kwaśniewskiego. Pierwsze rządy Prawa i Sprawiedliwości (2005-2007) koncentrowały się na sprawach krajowych i wyraźnie brakowało tej formacji oryginalnego programu w sprawach międzynarodowych. Wahanie pomiędzy poparciem dla naszego członkostwa w Unii Europejskiej, kontestacją planów wzmocnienia integracji i bezwarunkowym poparciem Sojuszu Północnoatlantyckiego nie odróżniało tego ugrupowania od innych, w tym także od samych socjaldemokratów. Pojawiły się pomysły przejęcia przez Polskę przywództwa regionalnego, podpowiadane m.in. przez tak znakomite autorytety jak Jadwiga Staniszkis. Był to także czas, kiedy prezydent Lech Kaczyński – utrzymując dotychczasowe formaty współpracy regionalnej – podjął także nowe inicjatywy międzynarodowe, starając się ustawić Polskę w roli regionalnego lidera, także w obszarze postsowieckim.

Nic zatem dziwnego, że Trójmorze, jako koło zamachowe polskiej polityki zagranicznej i regionalnej, pojawiło się na poważnie po wyborze kandydata Prawa i Sprawiedliwości Andrzeja Dudy na prezydenta RP w 2015 r. Miał to być przede wszystkim mechanizm współpracy regionalnej, obejmującej na początku Polskę i Chorwację, a z czasem, do 2023 r., poszerzającej się o kolejne 11 państw (Austria, Bułgaria, Czechy, Estonia, Grecja, Litwa, Łotwa, Rumunia, Słowacja, Słowenia i Węgry). Na plan dalszy zeszły też inne formaty współpracy regionalnej. Cechą charakterystyczną tej nowej koncepcji było budowanie potencjału ekonomicznego i infrastrukturalnego regionu w oparciu o wielkich globalnych graczy. Nic dziwnego, że jednym z rozważanych pól współdziałania, obok współpracy z USA, była współpraca polsko-chińska. W efekcie tej ostatniej Polska stałaby się istotnym „hubem” komunikacyjnym i handlowym w chińskich planach Szlaku i Drogi (Belt and Road), których celem było wykorzystanie szlaków lądowych i powietrznych do wymiany handlowej z Unią Europejską. Wielkie inwestycje zaplanowane we współpracy z Chinami czy plan budowy ogromnego lotniska w środku Polski miały bezpośredni związek z tą wizją.

Kłopoty zaczęły się, kiedy w 2019 r. administracja Donalda Trumpa zmusiła kraje europejskie, takie jak Wielka Brytania czy Polska, do ograniczenia, a nawet zamrożenia planów takiej współpracy. Przykładem tego było wycofanie się Wielkiej Brytanii z kontraktu na sieć 5G kontrolowaną przez chińską korporację Huawei (notabene oskarżoną o szpiegostwo na rzecz rządu Chin). Podobne problemy można było dostrzec także z chińskimi inwestycjami w Polsce. Trójmorze, tak jak proponowane przez Chodakiewicza Intermarium, mogło liczyć na amerykańską obecność ekonomiczną, jednak pod warunkiem, że ograniczy współpracę z Chinami.

Kolejnym istotnym punktem odniesienia dla Trójmorza jest Unia Europejska. Koncepcja zakładała bowiem stworzenie tak naprawdę regionalnej alternatywy ekonomicznej i z czasem politycznej dla Unii Europejskiej, rozumianej jako ciało zdominowane przez państwa założycielskie, przede wszystkim przez Niemcy. Notabene taka redukcja Unii ignorowała historyczny fakt, że integracja europejska, a tym samym Unia Europejska, nie jest projektem niemieckim, lecz Niemcy są tylko jednym z elementów większego projektu, do którego uruchomienia przyczynili się Europejczycy z pozostałych państw założycielskich, ale też Amerykanie – poprzez plan Marshalla i osobiste kontakty z założycielami wspólnot, np. poprzez specjalnie w tym celu powołany Amerykański Komitet na rzecz Zjednoczonej Europy. Jednak z naszego punktu widzenia istotne jest, że do tej listy trzeba koniecznie dopisać naszych środkowoeuropejskich, w tym polskich, emigrantów, którzy od początku uczestniczyli w tworzeniu zrębów integracji, jeszcze w czasie II wojny światowej, a potem podczas kongresu w Hadze w 1948 r., czy działając w strukturach Ruchu Europejskiego i organizacjach europejskich federalistów.

Trójmorze pierwotnie nie wydawało się narzędziem stricte antyniemieckim ani tym bardziej antyunijnym. Z silną pozycją Polski mogło stać się istotnym mechanizmem nacisku na proces decyzyjny w instytucjach unijnych. Miało też podkreślać odmienność losów regionu, historyczną niesprawiedliwość i cierpienia, jakie dotykały ten obszar w okresie zimnej wojny, a co za tym idzie – moralne prawo do szacunku i zadośćuczynienia ze strony krajów Zachodu, które mogły w owym czasie rozwijać się bezpiecznie. Taka roszczeniowa postawa stała się też szybko podstawą nie tylko retoryki wewnątrzkrajowej w Polsce, ale także punktem wyjścia w negocjacjach wewnątrz Unii Europejskiej. Nie kwestionując samego faktu różnych ścieżek historycznych obu części Europy (choć często zapominamy np. o skomplikowanych losach Hiszpanów czy Portugalczyków), należy wyrazić obawę, czy strategia uosabiana przez Trójmorze przyniosła spodziewane wyniki ekonomiczne bądź pozwoliła zbudować silniejszą pozycję Polski i regionu w Unii Europejskiej.

Niemniej traktowano „Trójmorze” jako swoisty trademark, który miał wzmacniać pozycję Polski nie tylko w regionie, ale również na szerszym forum międzynarodowym. Podczas konferencji zorganizowanej w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, z udziałem przedstawicieli ówczesnej władzy (m.in. wiceministra spraw zagranicznych Piotra Wawrzyka), prof. Waldemar Paruch przekonywał, że formuła Trójmorza jest tak atrakcyjna, że w kolejce na przyjęcie do tego formatu czekają USA, a nawet Niemcy. Stwierdzenia te bez wątpienia oddawały ówczesny entuzjazm, ale też złudzenia decydentów co do potencjału tej inicjatywy.

Z czasem porażki na forum Unii Europejskiej, które stały się udziałem niektórych krajów regionu albo wręcz ilustrowały osamotnione stanowisko polskiego rządu (w tym tak spektakularne, jak wybór na szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska), sprawiły, że Trójmorze zaczęło nabierać cech opozycji wobec struktur Unii Europejskiej i samej koncepcji integracji. Tak unia, jak i proces integracyjny zaczęły być traktowane jako szkodzące interesom Polski – i nieprzypadkowo pojawiła się retoryka polityczna, która w ekstremalnych przypadkach otwierała wręcz drogę do polexitu. W ten sposób Trójmorze ewoluowało – z projektu opartego na globalnej ekonomii, w tym na inwestycjach amerykańskich, w stronę koncepcji, gdzie jest miejsce wyłącznie na współpracę transatlantycką, a Unia Europejska staje się nieważna. Co ciekawe, na margines zeszły też ambicje wpływania za pomocą tej inicjatywy na kraje postsowieckie objęte Partnerstwem Wschodnim, które jasno wyrażały swoje aspiracje do przystąpienia do struktur Unii Europejskiej. W ten sposób „Trójmorze”, zamiast dawać dodatkowy oddech, nie tylko zawężało możliwości oddziaływania na Unię Europejską, ale również mogło doprowadzić do wycofania Polski i regionu z obszaru definiowanego przez Rosję jako wyłączna strefa jej interesów.

Sytuację dodatkowo komplikowała pandemia COVID-19. Wybór Joe Bidena na prezydenta USA nie przyniósł istotnych zmian w polityce amerykańskiej – ani nowy prezydent, ani jego sekretarz stanu Antony Blinken, ani tym bardziej wysłany przez nich do Polski ambasador Mark Brzeziński nie kontestowali koncepcji Trójmorza. Brzeziński brał nawet udział w inicjatywach organizowanych pod tym szyldem.

Niemniej sama koncepcja – bez alternatywnych graczy globalnych, przy rosnącym konflikcie z Unią Europejską oraz przy nieufności rządu Zjednoczonej Prawicy do administracji J. Bidena (Brzeziński, który przez niemal rok nie mógł uzyskać agrément polskiego rządu, deklarował, że przyjeżdża m.in. żeby wspierać w Polsce odbudowę państwa prawa) – zaczęła tracić impet. Jej najgorętszym orędownikiem pozostawał prezydent Andrzej Duda. Również niektóre lokalne środowiska związane z PiS kontynuowały budowanie inicjatyw opartych właśnie na koncepcji Trójmorza. Przykładem tego jest kongres samorządowy „Trójmorza” organizowany od 2021 r. w Lublinie, który w tym roku odbywał się 12-13 marca 2025 r. Na koniec kwietnia br. zaplanowany jest jubileuszowy 10. Szczyt Inicjatyw Trójmorza (3Seas Initiative, 3SI) w Warszawie pod patronatem Prezydenta RP, na którym organizatorzy widzieliby chętnie także prezydenta USA Donalda Trumpa[3], chociaż już wiadomo, że pojawi się jedynie sekretarz ds. energetyki Chris Wright.

Przyszłość „Trójmorza”

Formaty współpracy regionalnej mają swoją rację bytu, szczególnie w UE, jeśli poważnie potraktować rządzące nią zasady subsydiarności czy spójności. Pytaniem jest, czy formaty te mają służyć wyrównywaniu szans i poziomów życia, czy demonstracyjnemu pogłębianiu różnic pomiędzy „starą” i „nowa” Europą. „Trójmorze” rozumiane jako poszukiwanie regionalnej ścieżki modernizacji i rozwoju w imię podkreślania tożsamościowej odrębności od Niemiec albo zachodniej Europy w ostatecznym rozrachunku nie służy interesom krajów zaangażowanych w ten projekt. Podobnie jak „Trójmorze” pozostające jedynie chińską „bramą” do Europy czy amerykańskim „koniem trojańskim”. Podobnie jak „Trójmorze” symbolizujące kapitulację i wycofanie się z obszaru postsowieckiego. I chociaż historycznie obszar „Trójmorza” – bez względu na to, jak był nazywany – rozwijał się inaczej niż zachód Europy z jednej i Rosja z drugiej strony, to w ekonomicznym i politycznym interesie krajów regionu jest, aby różnice niwelować na korzyść, czyli w stronę tego, co jest w „starej” części Europy, a nie w stronę Rosji.

Trudno dzisiaj traktować „Trójmorze” jako spójną koncepcję. Ulegała ona przekształceniom przede wszystkim pod wpływem polityki amerykańskiej, która bez wątpienia stała się głównym wyznacznikiem tej inicjatywy. Dlatego też obecność prezydenta Trumpa w Warszawie na kongresie 3Seas Initatives odebrana byłaby jako reaktywacja idei, ale też jako wyraźne wsparcie dla Prawa i Sprawiedliwości, wizji stosunków regionalnych tej partii, a przy okazji także wyraz poparcia dla tego ugrupowania w nadchodzących wyborach. Z drugiej jednak strony obecność Trumpa w Warszawie mogłaby być dla PiS niezwykle kłopotliwa ze względu na jego aktualną politykę wobec Rosji. Trump, który przymyka oczy na rosyjskie zbrodnie w Ukrainie, który stara się tłumaczyć działania Władimira Putina, mógłby nie tyle pokazać siłę swoich związków z PiS, ile stać się dla tej partii ewidentnym obciążeniem i pośrednio dowodem na jej prorosyjskość. Trudno sobie wyobrazić, aby wyborcy przyjęli to bez zastrzeżeń, a na pewno byłby to znakomity pretekst dla pozostałych ugrupowań, aby podjąć i wykorzystać te oskarżenia.

Oczywiście zawiłość aktualnych relacji polsko-amerykańskich, które z jednej strony powinny opierać się na utrzymaniu amerykańskiej obecności w regionie i Europie, z drugiej zaś uznać realność wycofania się Amerykanów z regionu, każe rozglądać się za alternatywnymi sojuszami, skupionymi nie tylko na aspektach ekonomicznych czy infrastrukturalnych, ale w pierwszej kolejności na kwestiach bezpieczeństwa. Czy w tej sytuacji sojusz oparty na koncepcji Trójmorza mógłby spełnić swoją rolę? Nasi przodkowie, jak np. Anatol Mühlstein czy Roman Michałowski, podkreślali, że należy wzmacniać współpracę regionu, a nawet rozważać stworzenie czegoś na wzór federacji regionalnej czy Stanów Zjednoczonych Europy Środkowej, dzięki czemu kumulacja zasobów naturalnych, populacji, potencjału gospodarczego pozwoliłaby w sytuacji kryzysowej wytrzymać ewentualny atak zaborczych sąsiadów. Jednak kiedy Mühlstein snuł te rozważania po wybuchu II wojny światowej, nie było jeszcze mocarstw nuklearnych, a najpoważniejszymi przeciwnikami polskiego państwa były hitlerowskie Niemcy i sowiecka Rosja. Nie było też Unii Europejskiej ani wojny na Ukrainie. Ta pierwsza wraz z NATO daje nam nieznane wcześniej ramy bezpieczeństwa, z których błędem byłoby nie skorzystać, z kolei druga niezwykle jasno stawia przed nami trudne do zignorowania wyzwania w zakresie bezpieczeństwa.

Powrót w XXI w. w prosty sposób do wizji Trójmorza, Międzymorza czy jakiejkolwiek innej formuły zredukowanej do regionu, w sytuacji gdy żaden z krajów Europy Środkowej nie dysponuje arsenałem nuklearnym, gdy o potencjale państw decydują nowoczesne technologie, a polityka głównego sojusznika w globalnym układzie sił, jakim są USA, stała się nieprzewidywalna, to prosta droga do geopolitycznej kapitulacji. Trójmorze ma szanse na wykorzystanie swojego potencjału wyłącznie jako zachęta do mądrego regionalnego sąsiedztwa i współpracy, które służyłyby wzmacnianiu Unii Europejskiej i nas wraz z nią. Trójmorze jako alternatywa i opozycja wobec Unii Europejskiej to recepta na trwałe uzależnienie regionu, w tym Polski, wyłącznie od globalnych graczy, którzy właśnie od nowa dzielą świat między siebie.


[1] „Trójmorze” jest głównym tematem jednego z rozdziałów książki K. Szczerskiego (Utopia europejska. Kryzys integracji i polska inicjatywa naprawy, Kraków 2017, s. 186 i n.). O aspektach współpracy ekonomicznej w ramach polsko-chorwackiej Inicjatywy Trójmorza traktuje np. broszura wydana przez Fundację Instytut Studiów Wschodnich, której autorami są P. Żurawski vel Grajewski i A. Baeva Motusic, Adriatic-Baltic-Black Sea, red. K. Redłowska, Warszawa 2017. Także B. Bieliszczuk, Trójmorze: współpraca na rzecz unijnego i regionalnego rynku gazu, „Biuletyn PISM” 2017, nr 63.

[2] Obszerniej na ten temat por. S. Łukasiewicz, On deformation of ideas. or why it is worth studying the history of thinking about Central and Eastern Europe, „Res Historica” 7, 2019, s. 313-331.

[3] Zob. https://www.polskieradio.pl/395/7784/artykul/3462082,poland-to-invite-us-president-donald-trump-to-2025-three-seas-initiative-summit-in-warsaw (10.02.2025).

[Fot. wikipedia.org]

Udostępnij