31 grudnia 2019 r. wygasa dziesięcioletni kontrakt gazowy między Ukrainą a Rosją, obejmujący kwestie przesyłu gazu do państw Unii Europejskiej poprzez ukraińskie gazociągi. Do czasu uruchomienia Nord Stream 2 oraz TurkStream 40% zapotrzebowania UE na gaz dostarczane jest przez Rosję właśnie poprzez ten system. Negocjacje dotyczące nowego kontraktu zbiegły się w czasie z ożywieniem dialogu wokół przyszłości Donbasu na tle możliwego zbliżenia Zachodu z Rosją.
Podłoże historyczne. Wygasająca niedługo umowa gazowa między Ukrainą a Rosją została zawarta w roku 2009, w okresie pogorszenia się relacji ukraińsko-rosyjskich. Przed „pomarańczową rewolucją” państwo ukraińskie przez lata korzystało z niskich cen na surowce w zamian za lojalność wobec Rosji. Sytuacja gwałtownie się zmieniła po roku 2004, kiedy obudziły się europejskie aspiracje Ukrainy. Spowodowało to szybką odpowiedź Rosji. W 2006 r. rosyjski państwowy monopolista Gazprom podniósł cenę, a następnie zaprzestał dostaw gazu i oskarżył Ukrainę o kradzież dostaw przeznaczonych dla europejskich konsumentów. Kiedy liderzy „pomarańczowej rewolucji” pogrążali się w wewnętrznych walkach politycznych, Rosja rozpoczęła budowę alternatywnych, omijających Ukrainę, gazociągów do państw UE. Brak przygotowania do negocjacji gazowych z Rosją zakończył się nową „wojną gazową”: Gazprom ponownie zaprzestał dostaw gazu, co zachwiało gospodarką komunalną Ukrainy i wywołało ostrą reakcję na Zachodzie. Komisja Europejska ogłosiła, że jeśli przepływ gazu nie zostanie przywrócony, to reputacja Ukrainy i Rosji jako wiarygodnych partnerów UE zostanie nieodwracalnie zniszczona.
Pod presją okoliczności został podpisany dziesięcioletni kontrakt na bardzo niekorzystnych dla Ukrainy warunkach. Pogłębiło to kryzys polityczny w kraju i pomogło lojalnemu wobec Rosji Wiktorowi Janukowyczowi wygrać następne wybory prezydenckie. Kreml przekonał się, że gaz jest niezwykle skutecznym instrumentem wywierania wpływu na Ukrainę, będącą jednym z najbardziej zależnych od importu energii państw Europy. Odziedziczywszy po Związku Radzieckim olbrzymi sektor przemysłowy (szybko przejęty przez oligarchów i uzależniony od taniego rosyjskiego gazu), kolejne rządy Ukrainy przez długi czas nie przejmowały się potrzebą zreformowania rynku energii.
Zmiany na Ukrainie. Dopiero kolejna rewolucja na Majdanie przyspieszyła działania na rzecz bezpieczeństwa energetycznego. Od czterech lat Ukraina nie kupuje gazu od Rosji (ale nabywa go rewersem z państw UE, w tym z Polski), próbuje zliberalizować rynek i dokonuje zmian infrastrukturalnych w sektorze energetycznym, zgodnych z wymogami prawa UE. Do najważniejszych modyfikacji należy przeprowadzenie rozdziału właścicielskiego systemu przesyłowego Ukrainy, wskutek czego transportem gazu od roku 2020 będzie zajmować się nowo powstała, niezależna spółka. W założeniu ma to pomóc w zwalczaniu korupcji i przyciągnąć inwestorów zagranicznych.
Wspólne działania z UE. Interesy Ukrainy oraz UE w kwestii tranzytu gazu się pokrywają. Ukrainie zależy na zachowaniu statusu państwa tranzytowego, z kolei Unia stara się zapewnić sobie bezpieczeństwo energetyczne. Pośrednicząca w negocjacjach gazowych Komisja Europejska próbuje wymusić na Rosji zawarcie z Ukrainą kolejnej dziesięcioletniej umowy tranzytowej, która zapewniłaby Unii pewność dostaw, a Ukrainie – gwarantowane źródło dochodu. Problem polega na tym, że wieloletnia umowa tranzytowa nie opłaca się Putinowi ze względów politycznych: za dużo zainwestował w budzący kontrowersje gazociąg Nord Stream 2, którym transportowany będzie gaz z Rosji do Niemiec po dnie Bałtyku, z pominięciem Ukrainy. Rosja sugeruje więc zawarcie jednorocznego kontraktu tranzytowego i powrót do bilateralnych relacji gazowych z Ukrainą, które od lat były skutecznym sposobem wywierania wpływu na Kijów.
Pozycja Rosji. Rosji zależy na porozumieniach gazowych z Ukrainą, ponieważ Nord Stream 2 zostanie dokończony nie wcześniej niż latem 2020 r., a potencjalnie jego uruchomienie może przeciągnąć się nawet o kilka lat. Drugi powód to niedawne zmiany w unijnej dyrektywie gazowej oraz wyrok Trybunału Sprawiedliwości EU, ograniczający moce tranzytowe Nord Stream 1. Oznacza to, że ilość gazu transportowana przez Nord Stream 2 również zostanie ograniczona, co zmusi Kreml, przynajmniej częściowo, do korzystania z ukraińskiego gazociągu. Trzeci powód, dla którego Putin przykłada dużą wagę do negocjacji gazowych, to długi, które rosyjski Gazprom powinien spłacić ukraińskiemu przedsiębiorstwu Naftohaz zgodnie z orzeczeniem Instytutu Arbitrażowego Sztokholmskiej Izby Handlowej (2,56 mld dolarów) oraz z orzeczeniem Komitetu Antymonopolowego Ukrainy (7 mld dolarów). Kremlowi zależy na wycofaniu przez Ukrainę kolejnego roszczenia w sprawie sporu z Gazpromem, który w razie porażki musiałby wypłacić dla Naftohazu kolejne wielomiliardowe odszkodowanie (12 mld dolarów).
Pozycja negocjacyjna Ukrainy. Dzisiejsza pozycja negocjacyjna Ukrainy jest znacznie lepsza niż 10 lat temu. Po kilku „wojnach gazowych” Ukraina jest przygotowana na różne scenariusze: ma zapełnione zbiorniki rekordową ilością gazu oraz ściśle koordynuje swoje działania z UE. Chociaż państwo to wciąż nie może się obejść bez importu gazu, sytuacja poprawia się z roku na rok. Oprócz tego, że nastąpiła zmiana dostawcy, podjęto również kroki strategiczne. Kilka miesięcy temu władze Ukrainy, Polski i Stanów Zjednoczonych podpisały deklarację, która ma na celu wzmocnienie bezpieczeństwa energetycznego w regionie. Chodzi o dostawy amerykańskiego skroplonego gazu do Europy przez Polskę. Na dodatek Izba Reprezentantów przyjęła sankcje dotyczące Nord Stream 2 – Stany Zjednoczone, dążące do wejścia na europejski rynek gazu, próbują utrudnić Rosjanom uruchomienie gazociągu.
Ukraina mogłaby całkowicie uniezależnić się od konieczności importowania gazu przy założeniu zwiększenia własnego wydobycia oraz oszczędzania energii. Proces ten zająłby 5-7 lat. Nieuchronnie wiązałby się jednak z podniesieniem cen gazu dla ludności, co w osłabionym przez wojnę i korupcję kraju byłoby posunięciem wysoce niepopularnym. Wbrew systematycznym naciskom MFW, który domaga się pełnej liberalizacji ukraińskiego rynku gazu, nowy rząd, tak jak poprzedni, broni się przed wprowadzeniem rynkowej ceny dla gospodarstw domowych w obawie przed gwałtownym spadkiem poparcia.
Od wojny gazowej do współpracy. Rosja nie patrzy przychylnie na sukcesy Ukrainy na drodze do uniezależnienia energetycznego. Wolałaby zatrzymać reformy i powrócić do relacji, w których dzięki gazowi miałaby wpływ na sprawy wewnętrzne sąsiadów. Stąd można ostrożnie przewidywać, że zamiast toczyć kolejną „wojnę gazową” Rosja i Ukraina powrócą do dwustronnych relacji w zakresie handlu surowcami. Proces ten już się zresztą rozpoczął. Po czterech latach Ukraina wróciła do zakupu energii elektrycznej z Rosji. Krok ten najbardziej odpowiada interesom biznesowym oligarchy Ihora Kołomojskiego, który wspierał Wołodymyra Zełenskiego w wyborach prezydenckich i którego postać budzi obecnie największe kontrowersje na Ukrainie i na Zachodzie. Oligarcha wysyła czytelne sygnały, że zamiast wojny wolałby prowadzić z Rosją interesy.
Zełenskiemu zależy na szybkich zyskach i natychmiastowych korzyściach, o czym świadczą, z jednej strony, jego starania o to, by zakończyć wojnę na Wchodzie, z drugiej – jego sposób uprawiania polityki. Woli taktyczne zwycięstwa od strategicznych korzyści i nie zamierza uzbrajać się w cierpliwość. Biorąc pod uwagę tryb i sposób głosowania frakcji Sługa Narodu w parlamencie, zauważyć można, że liczy się szybkość, a nie jakość. Nie ma więc powodu, aby prezydent nie zgodził się na powrót bilateralnych relacji gazowych z Rosją i nie skorzystał z natychmiastowych korzyści, nawet jeśli opłacają się one tylko na krótką metę. Po szczycie „czwórki normandzkiej” w Paryżu 9 grudnia oznajmił: „Jestem przekonany, że teraz jest większa szansa na podpisanie umowy na lepszych warunkach niż dotąd”.
Wnioski. Ze względu na to, że w obecnych negocjacjach z Rosją zarówno Ukraina, jak i UE są przygotowane na różne scenariusze (w tym na „wojnę gazową”) oraz działają w sposób skoordynowany, Moskwa najprawdopodobniej nie zdecyduje się na zaostrzenie sytuacji i skupi się na ponownym nawiązaniu z Ukrainą bilateralnych relacji gazowych. W dłuższej perspektywie pomogą one wywierać większy wpływ na politykę wewnętrzną kraju oraz wymuszać na Kijowie ustępstwa w kwestii Donbasu. Na dodatek Rosja zademonstruje Zachodowi, że jest wiarygodnym partnerem, oraz wydłuży sobie czas na dokończenie nowych gazociągów. Najprawdopodobniej umowa na tranzyt gazu zostanie podpisana na okres dłuższy niż rok, a dług ukraińskiemu Naftohazowi zostanie spłacony nie pieniędzmi, a gazem. Ukraina wycofa zapewne ostatnie roszczenie wobec Gazpromu z arbitrażu sztokholmskiego i dostanie zniżkę na bezpośrednio kupowany od Rosji gaz.
Opinie wyrażone w publikacji prezentują wyłącznie poglądy autora i nie mogą być utożsamiane ze stanowiskiem Instytutu Europy Środkowej.
—————————
* Oleksandra Iwaniuk – autorka komentarza gościnnego
Ekspert w Centrum Europy Wschodniej UMCS, pracownik naukowy Uniwersytetu Warszawskiego, współpracownik „Polityki”.
Oleksandra Iwaniuk
Komentarze IEŚ 96 (96/2019)
Czy będzie trzecia „wojna gazowa”? Ukraina, Rosja i UE negocjują nowy kontrakt